Jesteśmy zszokowani stanowiskiem TSUE, który dziś w wyroku w sprawie C-800/19 pozbawił polskich obywateli, pokrzywdzonych przez zagranicznych wydawców wypowiedziami typu „polskie obozy” dobrodziejstwa przepisów unijnych pozwalających na dochodzenie roszczeń za naruszenie dóbr osobistych za pośrednictwem Internetu przed sądem, w którym poszkodowany ma swoje „centrum spraw życiowych”, czyli w miejscu zamieszkania.
– Stało się to, czego się obawiałem. Teraz naprawdę wyrokami polskich sądów będę mógł tapetować ściany w swoim mieszkaniu. Albo w siedzibie Związku Byłych Więźniów Obozów Zagłady – mówi ze smutkiem Stanisław Zalewski, którego sprawę rozpatrywał TSUE. – Albo sędziowie TSUE są ignorantami – mimo tytułów profesorskich – albo robią to celowo. Zamykają Polakom drogę do sądu w sprawach, w których są obrażani. Ja mogłem nie być w Treblince, ale nazwanie jej „polskim obozem” mnie – jako byłego więźnia – obraża. Obozów nie tworzyli kosmici. Byli to Niemcy – dodaje.
Dotychczasowa wykładnia przepisu art. 7 pkt 2 rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) nr 1215/2012 z dnia 12 grudnia 2012 r. w sprawie jurysdykcji i uznawania orzeczeń sądowych oraz ich wykonywania w sprawach cywilnych i handlowych (Dz.U. 2012, L 351, s. 1), tzw. Brukseli II, była odmienna.
Dotychczas sędziowie luksemburscy konsekwentnie stali po stronie poszkodowanych, kształtując pogląd, ugruntowany przez orzeczenie z dnia 25 października 2011 r. w sprawie eDate Advertising i in. (C‑509/09 i C‑161/10, EU:C:2011:685), że w przypadku pomówienia dokonanego za pomocą Internetu, mającego nieograniczony zasięg, osoba poszkodowana może pozwać zagraniczny podmiot odpowiedzialny za to pomówienie w państwie, w którym znajduje się jego tzw. „centrum spraw życiowych”. Najczęściej jest to miejsce zamieszkania osoby pomówionej lub jej siedziba (w przypadku jednostek organizacyjnych).
Nie zgadzamy się z tym, że już sam fakt, że wypowiedź może wywoływać negatywne skutki w różnych państwach członkowskich, nie musi prowadzić do uchybienia zasadzie przewidywalności wywodzonej z motywów 15 i 16 rozporządzenia nr 1215/2015. Zasada ta jest spełniona już przez to, że wydawca inkryminowanej wypowiedzi, mając świadomość, że swoim działaniem godzi w poczucie wartości i godności Polaków (w szczególności byłych więźniów obozów zagłady lub członków ich rodzin), którzy mogą mieszkać w różnych państwach członkowskich, musi liczyć się z tym, że może być pozwany w każdym z tych potencjalnych państw. Tak samo sam fakt, że członkowie grupy społecznej, której dyfamacyjna wypowiedź dotyczy, mogą mieszkać w różnych państwach, nie przesądza o braku możliwości rozważenia skutków procesowych w sferze jurysdykcji krajowej.
– Wyrok TSUE szokuje i przeraża gdy czytam, że TSUE nie może ustalić, czyje dobra osobiste mogą być naruszone określeniem „polski obóz zagłady Treblinka”. Z naiwnością dziecka sędziowie tłumaczą, że osoba ta, czyli Stanisław Zalewski, cyt. „nie została w żaden sposób wskazana, czy to bezpośrednio, czy też pośrednio, w opublikowanym artykule” – mówi mec. Lech Obara, prezes Stowarzyszenia Patria Nostra, pełnomocnik Stanisława Zalewskiego.
Nie możemy oprzeć się wrażeniu że mamy do czynienia z jakimś rodzajem dyskryminacji, skoro polscy obywatele nie mogą wywodzić swojego prawa do pozwania niemieckiego wydawcy przed polskim sądem na zasadzie art. 7 pkt 2 rozporządzenia nr 1215/2015 tylko dlatego, że wypowiedź jest tego rodzaju, że potencjalnie poszkodowanych jest więcej i mogą mieć swoje centrum spraw życiowych w innych państwach członkowskich.
Oznacza to, że dobrodziejstwo tego przepisu nie ma zastosowania do przypadków, gdy wypowiedź ma potencjalnie wielu poszkodowanych, czyli w sytuacji, gdy wypowiedź w większym stopniu zasługują na negatywną ocenę, niż w przypadku, gdy poszkodowany jest tylko jeden. Trudno zaś przyjąć, aby dyrektywy wykładni płynące z motywów 15 i 16 rozporządzenia nr 1215/2015 faworyzowały sprawców pomówień wielu poszkodowanych, bądź defaworyzowały poszkodowanych pomówień grupowanych.
Wyrok TSUE oznacza, że polskie sądy nie będą chciały rozpoznawać powództw o „polskie obozy” wywiedzione przeciwko niemieckim wydawcom. Polacy, aby domagać się ochrony swoich dóbr osobistych, będą musiały wytoczyć powództwo przeciwko wydawcy w państwie, w którym ma on swoją siedzibę.
W przypadku niemieckich wydawnictw, będzie trzeba skierować pozew przed sądem niemieckim. Jak zaś pokazała sprawa Pana Karola Tendery, niemieccy sędziowie Federalnego Trybunału Sprawiedliwości nie mieli skrupułów, aby objąć ochroną niemieckiego wydawcę, powołując się na niezrozumiałą wykładnię swobody wyrażania opinii. Mało tego, nawet nie starali się wyważyć, czy specyficznie rozumiana swoboda wypowiedzi nie powinna ustąpić prawie Pana Karola Tendery do ochrony jego poczucia godności naruszonego przez wypowiedzi niemieckich dziennikarzy.
Tym samym wyraźnie dały znać podległym im jurdykacyjnie niemieckim sądom powszechnym do zrozumienia, że interes niemieckich dziennikarzy jest ważniejszy niż dobra osobiste polskich obywateli i właśnie w taki sposób mają rozstrzygać podobne sprawy.
r.pr. Lech Obara – Stowarzyszenie Patria Nostra w Olsztynie